Kliknij tutaj --> 🐅 kto kupuje drewno z puszczy białowieskiej
Z korony brzozy dobiega V symfonia Beethovena. Nie, nie ma tam radia. Kompozytor przeniósł na pięciolinię śpiew ortolana i tak powstały pierwsze takty arcydzieła. Ortolan, mały ptak związany z alejami, przypomina o tym wędrującym okolicami Puszczy Białowieskiej.
W latach II wojny światowej armia radziecka zrabowała z terenów Puszczy Białowieskiej około 1 mln m3 drewna. Po zajęciu terenów Puszczy przez Niemców objęto jej teren ochroną, ponieważ miała ona zostać miejscem polowań notabli III Rzeszy. W 1945 roku Puszcza Białowieska została podzielona granicą polsko−białoruską. Część
7. Leśnikom nie chodzi o pieniądze. Lasy Państwowe od lat prowadzą wielofunkcyjną gospodarkę leśną, zgodnie z którą ochrona przyrody jest ważniejsza od pozyskania drewna. Trzy puszczańskie nadleśnictwa są deficytowe – utrzymanie takich jednostek zrzucają się nadleśnictwa z całej Polski. 8.
Puszcza Białowieska weszła do dziedzicznych dóbr koronnych i stała się własnością królów. Ciszę Puszczy zakłóciły odgłosy rogów myśliwskich, gdy Władysław Jagiełło przybył na łowy w celu zgromadzenia zapasów żywności dla armii, szykując się do bitwy z Wielkim Zakonem Krzyżackim. Zapoczątkował polowania, które
Przypomnę, że przed 2015 zmniejszono pozyskiwanie drewna z Puszczy Białowieskiej. W Czerlonce, gdzie były protesty przeciwko cięciom Puszczy, Ekologiczne Forum Młodzieży ks. Tomasza
Mon Mec Est Sur Des Sites De Rencontres. Minister Szyszko i huragan stulecia sprawili, że zamiast lasów mamy sporo drewna do zagospodarowania. Polska wprawdzie drewnem stoi, ale ostatnio trochę się chwieje. To był front burzowy typu bow echo. Niektórzy meteorolodzy mówią nawet, że nocą z 11 na 12 sierpnia przez Polskę przewaliło się „derecho progresywne”, czyli rozległe, gwałtowne i wyjątkowo niszczycielskie zjawisko atmosferyczne. Cokolwiek to było, zabiło pięć osób, pozostawiając za sobą pas zniszczeń ciągnących się od Wybrzeża po Dolny Śląsk. Wyjątkowo ucierpiały lasy. 80 tys. hektarów zostało zdewastowanych, z tego połowa praktycznie przestała istnieć. Straty dotknęły 22 rezerwaty, 15 obszarów ptasich i 134 siedliskowe. Padły drzewa pomniki przyrody, zniszczone zostały cenne drzewostany nasienne, strefy ochrony ptaków. Zginęło sporo zwierząt, ucierpiało 20 proc. powierzchni Parku Narodowego Bory Tucholskie. Najdotkliwiej żywioł obszedł się z lasami należącymi do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu. W ciągu jednej nocy dokonał trzebieży 5,5 mln m sześc. drzew. Tyle drewna wszystkie tamtejsze nadleśnictwa pozyskują normalnie przez trzy lata. W sumie Lasy Państwowe straciły drzewa o łącznej kubaturze ok. 10 mln m sześc., czyli czwartą część tego, co w tym roku zaplanowały do wycinki na terenie całego kraju. – W ponad 90-letniej historii naszej organizacji nie było dotąd klęski o takiej skali – przekonuje Konrad Tomaszewski, dyrektor generalny Lasów Państwowych (LP). Dlatego mówi nie tylko o największej katastrofie w dziejach polskich lasów, ale i europejskich. To oczywiście przesada. Europa przeżywała w ostatnich latach większe kataklizmy. Huragany Lothar i Martin pod koniec grudnia 1999 r. zwaliły w zachodniej Europie drzewa o kubaturze 180 mln m sześc. W 2005 r. Szwedzi stracili 75 mln m sześc. drzew za sprawą huraganu Gudrun. W Polsce 15 lat temu huraganowy wiatr zdewastował Puszczę Piską (2,5 mln m sześc.), a w lipcu, kilka tygodni przed dramatem na Pomorzu, ucierpiało 2 tys. hektarów lasu (265 tys. m sześc.) nadleśnictwa Rudy Raciborskie na Górnym Śląsku. Klęskowiska Polskie lasy są zdominowane przez monokultury sosnowe – to właściwie plantacje drzew w podobnym wieku. Dzięki temu gospodarka leśna jest łatwiejsza, ale taki las bardziej podatny jest na kataklizmy. Sosny, jeśli nie zostały wyrwane z korzeniami, łamały się jak zapałki. Niektóre rozczepione i postrzępione kikuty robią wrażenie, jakby ktoś je ukręcił. Dziś na tysiącach hektarów klęskowisk, jak nazywają je leśnicy, piętrzy się plątanina pni. Uprzątanie zniszczeń i sadzenie nowego lasu potrwa do 2019 r. – przewidują. Koszt tej operacji szacują na 1 mld zł, mając nadzieję, że sprzedaż drewna z wiatrołomów pokryje wydatki. W nadleśnictwach dotkniętych kataklizmem Lasy Państwowe ogłosiły stan siły wyższej. Kupują sprzęt – harwestery, forwardery, piły – prowadzą zaciąg dodatkowych ZUL-i, czyli zakładów usług leśnych, oraz firm, które zajmą się przygotowaniem dla nadleśnictw klęskowych nowych planów urządzenia lasu (10-letni plan gospodarki leśnej). Lasy Państwowe zatrudniają na terenie całego kraju ok. 4 tys. prywatnych firm zajmujących się robotami leśnymi. W normalnych warunkach muszą one stawać do przetargów organizowanych przez nadleśnictwa. Zulowcy narzekają, że LP wykorzystują swoją monopolistyczną pozycję, dusząc ceny. Lasy odpowiadają, że ZUL-om żyje się całkiem nieźle i każdego roku inkasują ok. 3 mld zł za swoje usługi (675 tys. zł rocznie na firmę). Teraz, ze względu na stan klęski, dyrektor generalny zezwolił na zawieranie nowych umów z wolnej ręki. LP nie są zdane wyłącznie na zulowców, mają też własne komórki zajmujące się pracami leśnymi. To one dysponują większością ciężkiego sprzętu. Na przykład harwestery pracujące dziś w Puszczy Białowieskiej należą do zakładu LP w Giżycku. Dyrektor generalny polecił, by ciężki sprzęt był kierowany do rejonów klęskowych. Harwester to kombajn zrębowy. Przypomina pojazd marsjański: chwyta łapą na dole drzewo i ścina, a potem szybko odcina gałęzie i tnie na kłody. W ciągu dnia może ściąć 200 drzew. Ale normalnie rosnących, a nie powalonych przez wiatr jak na Pomorzu. Wydajność spada także wtedy, gdy do maszyny przykują się ekolodzy, jak zrobili to w Puszczy Białowieskiej. Tam pracują zwykle cztery takie kolosy, w całej Polsce – kilkadziesiąt. Po katastrofie harwesterowcy rozpytują o pracę w Borach Tucholskich oraz w okolicach Sulęczyna na Kaszubach, licząc, że przy usuwaniu skutków huraganów będą wyższe zarobki. Bo w Puszczy Białowieskiej ostatnio zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Poza harwesterowcami potrzebni będą też pilarze, bo w wielu przypadkach tylko piłami spalinowymi można rozplątać kłębowiska drzew. Wyprzedzić sinicę Dyrektor generalny LP nakazał, by w nadleśnictwach dotkniętych klęską wstrzymano planową wycinkę. Z wiatrołomów w pierwszej kolejności ma być pozyskiwane pełnowartościowe drewno. Póki jeszcze nadaje się do zagospodarowania. Bo za chwilę zaatakują grzyby i sinica, a wtedy będzie się nadawało na opał. – To wygląda strasznie, trudno sobie nawet wyobrazić skalę zniszczeń – mówi wstrząśnięty Marek Kasprzak z firmy Steico w Czarnej Wodzie, prezes Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych w Polsce. Czarna Woda leży na Kaszubach, więc i ona ucierpiała w trakcie sierpniowej nawałnicy, podobnie jak pobliskie lasy. Niemal w oku cyklonu znalazła się Tuchola. Huragan zdemolował miasto i zniszczył okoliczne Bory Tucholskie. – Wiatr zerwał dach z części hal produkcyjnych naszego tucholskiego zakładu. Odbudowa zajmie kilka tygodni – wyjaśnia Grzegorz Gołuński, prezes firmy Heban produkującej drewniane domy o konstrukcji szkieletowej. Na szczęście natura łagodniej obeszła się z pobliskim Cekcynem, gdzie spółka ma swoją siedzibę i drugi zakład. Jednak prezesa mniej martwi dach, a bardziej przyszłość firmy, która zależna jest od dostaw drewna z pobliskich lasów. – Boimy się, że Lasy Państwowe będą chciały nam sprzedać drewno z wiatrołomów jako pełnowartościowe. A taki surowiec jest dla nas nieprzydatny. Już wcześniej prowadziliśmy badania: drewno z drzew połamanych przez wichurę, nawet jeśli nie widać na nim zewnętrznych uszkodzeń, traci swoje walory wytrzymałościowe i nie spełnia norm – wyjaśnia prezes Gołuński. Drewniane Allegro Handel drewnem prowadzony jest w zagmatwany sposób. W dużym skrócie wygląda to tak: pula drewna, którą mają zamiar odsprzedać LP, jest wystawiana raz do roku, w styczniu. Sprzedaż prowadzi się dwoma kanałami. Ok. 70 proc. trafia na przetargi ograniczone, w których mogą brać udział tylko przedsiębiorcy mający podpisane z LP umowy. Reszta jest sprzedawana w przetargach otwartych, na platformie internetowej e-drewno. To takie drewniane Allegro, dla firm i odbiorców detalicznych. W przetargach ograniczonych poziom cen określają leśnicy, wyznaczając tzw. cenę skonsolidowaną. W jaki sposób to robią, jest leśną tajemnicą, która tylko czasem jest odsłaniana, gdy padają informacje, że leśnicy muszą wyjść na swoje, bo potrzeby finansowe mają spore. A na dodatek 2 proc. od sprzedaży drewna inkasuje od nich fiskus. Każdego roku cena, wokół której musi się toczyć licytacja, jest podnoszona; w tym roku o 2,5 proc. W przetargu brane są też pod uwagę czynniki pozacenowe i tak rodzi się lista odbiorców drewna. Kto, co i za ile ostatecznie kupił, to tajemnica. Odbiorcy wiedzą jedynie, że ceny w poszczególnych regionach Polski się różnią, bo dla większości firm kontrahentem nie jest Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe, ale konkretne nadleśnictwo. Taki system miał chronić polskie przedsiębiorstwa przed niekontrolowanym wzrostem cen i wykupywaniem drewna przez zagranicznych konkurentów, jednak odbiorcy drewna coraz częściej narzekają, że są nabijani w butelkę. Bo ceny na otwartych przetargach często bywają niższe od tych, które im dyktują Lasy. Czasem opłaca się nawet zrezygnować z zakontraktowanego drewna, płacąc 5 proc. kary, i kupić surowiec na e-drewno. A drewna nieustannie brakuje. Bo polski przemysł drzewny rośnie szybciej niż polskie lasy. W leśnej konkurencji jesteśmy europejskim średniakiem. Tak pod względem lesistości (30,5 proc. powierzchni kraju), zdrowotności ekosystemów, bioróżnorodności, pożarów lasów, intensywności pozyskiwania drewna itd. W czołówce lokujemy się za to pod względem zasobności lasów – 254 m sześc./ha (średnia UE – 154 m sześc./ha). Lasy Państwowe mają ustawowy obowiązek prowadzenia zrównoważonej gospodarki leśnej; lasów nie może ubywać. Organizacje ekologiczne zarzucają jednak LP nadmierną eksploatację. Przemysł przeciwnie – gospodarkę ekstensywną, która sprawia, że w lasach pozostaje wiele drzew, które przekroczyły wiek rębności. A to marnowanie cennego surowca. Choć pozyskanie drewna rośnie, to przemysł wciąż narzeka, że lasy tną za mało. Surowiec strategiczny Gospodarka oparta na drewnie to polska specjalność. Przemysł drzewny daje zatrudnienie 333 tys. pracowników (13,7 proc. zatrudnienia w przemyśle). Eksportujemy wyroby o wartości ok. 45 mld zł rocznie. To 10 proc. całego polskiego eksportu. Jesteśmy największym w Europie eksporterem drewnianych drzwi i okien. Liczymy się jako producent płyt drewnopochodnych, palet, papieru i celulozy. Jednak naszą specjalnością są meble. W światowym rankingu Polska jest na 10. pozycji pod względem produkcji i czwartej w dziedzinie eksportu. Wartość eksportu mebli w ubiegłym roku sięgnęła 42 mld zł. W Europie mamy trzecią pozycję za Włochami i Niemcami. A chcemy być pierwsi. Takie w każdym razie jest założenie planu Morawieckiego. Dlatego państwo wspiera finansowo rozwój branży meblarskiej. Drewno jest więc dla naszej gospodarki surowcem strategicznym. 90 proc. na polskim rynku pochodzi z Lasów Państwowych, reszta z lasów prywatnych, samorządowych i importu. – Jesteśmy ofiarami monopolisty. W efekcie coraz częściej bardziej opłaca się importować drewno. Nasza firma sprowadza drewno świerkowe ze Szwecji. Niestety, sośninę musimy kupować od Lasów – wyjaśnia prezes Gołuński ze spółki Heban. Tę diagnozę potwierdza dyr. Bogdan Czemko z Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego. – Na początku tego roku, kiedy Lasy kontraktowały sprzedaż, metr sześcienny szwedzkiego drewna sosnowego był tańszy o 50–100 zł (w zależności od regionu) od średniej ceny uzyskanej przez Lasy Państwowe – wyjaśnia dyrektor. Jego zdaniem deficyt drewna w Polsce sięga ok. 4–5 mln m sześc. I będzie rósł, bo Lasy sztucznie go podkręcają. Jak to robią? – Wydzieliły specjalną pulę drewna dla firm, które wykażą, że zwiększają swoje zdolności produkcyjne. Niektórzy przedsiębiorcy tak potrzebują surowca, że sztucznie nakręcają swój potencjał, byle wziąć udział w podziale tzw. drewna dla rozwoju. W tym roku do podziału było 2 mln m sześc. Tymczasem nowe zdolności (uznawane przez LP za udowodnione i prawdziwe) sięgnęły już 20 mln m sześc. Większy popyt przy ograniczonej podaży oznacza oczywiście wzrost cen – wyjaśnia dyr. Czemko. Przerobić czy spalić? Nic dziwnego, że przemysł z przerażeniem patrzy na piętrzące się w lasach zwały połamanych drzew. Nie wie, jak po tym kataklizmie będzie wyglądało zaopatrzenie. Kłopoty mogą pojawić się już w tym roku, a na pewno w przyszłym. Z niepokojem czeka na najbliższe posiedzenie Komisji Leśno-Drzewnej, na którym leśnicy spotykają się z przemysłem. Nie wszyscy gotowi są do kupowania drewna z wiatrołomów. Leśnicy zapewniają, że wycinka została wstrzymana tylko w lasach dotkniętych klęską, więc będą pewne przesunięcia, ale z realizacją kontraktów nie powinno być dramatu. Pozostałe nadleśnictwa realizują plany. Na ten rok przewidziano pozyskanie 40 mln m sześc., z czego 60 proc. już wykonano. – Drewno poklęskowe będzie sprzedawane na rynku rozwoju oraz w ramach planowych umów. Pozostała część trafi do sprzedaży w ramach portalu e-drewno – uspokaja Anna Malinowska, rzeczniczka Lasów Państwowych. Drzewiarze bardzo się boją, że wielcy gracze mogą kupić dodatkowe drewno z wiatrołomów, nawet jeśli go nie potrzebują. Tylko po to, by poprawić sobie pozycję w przyszłym roku, gdy z drewnem zrobi się krucho. Bo przydzielając drewno, Lasy kierują się historią z lat poprzednich. Leśnicy nie owijają w bawełnę: w 2018 r. trzeba spodziewać się ograniczeń w pozyskaniu drewna. A to oznacza nie tylko kłopoty z surowcem, ale też wyższe ceny. – Nie możemy zostawić leśników z problemem połamanych drzew. Musimy je jakoś zagospodarować. To w końcu lasy państwowe, nasze wspólne dobro – deklaruje szef Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych. Nie wszyscy podzielają jego stanowisko. Twierdzą, że płyciarzom łatwo tak mówić, bo mają najmniejsze wymagania jakościowe. Na płyty wiórowe czy pilśniowe nada się niemal każdy kawałek drewna. Będą mieli tani surowiec, a przerabiają go rocznie 7–8 mln m sześc. Także papiernicy są w podobnej sytuacji; ich potrzeby to 5 mln m sześc. Inni deklarują, że czekają na konkrety. Wielkim nieobecnym w dyskusji są meblarze. – Nas te problemy dotyczą w sposób pośredni, bo nie kupujemy drewna grubego od Lasów. Dostawcami firm meblarskich są producenci płyt i tartaki sprzedające tarcicę – wyjaśnia dyr. Michał Strzelecki z Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli. Leśnicy z nadzieją patrzą na energetyków. To dla nich ostatnia deska ratunku. Czego nie da się przerobić, trzeba spalić. Kiedyś elektrownie kupowały drewno jak leci, nawet to dobrej jakości, by palić nim w kotłach. Nie liczyły się z kosztami, bo mieszanka węgla z drewnem była traktowana jak zielona energia i odpowiednio wynagradzana. Drzewiarze zrobili awanturę, że cenny surowiec idzie z dymem, więc energetykom przykręcono kurek. – Wykorzystujemy zrębki drzewne, ale w niewielkich ilościach. Drewna nie palimy, bo po pierwsze wolno palić tylko drewno energetyczne, a jego definicja prawna jakoś nie może powstać. A po drugie, przy dzisiejszych cenach zielonych certyfikatów to się nie opłaca – wyjaśnia jeden z menedżerów energetyki, prosząc o anonimowość, bo temat drewna zrobił się ostatnio bardzo gorący. Leśnicy, jak górnicy, naciskają, by energetyka ich wsparła. I jeszcze Białowieża Jakbyśmy mieli mało kłopotów, to jeszcze ta Białowieża... – wzdychają szefowie firm branży drzewnej. I od razu zastrzegają, że w sporze ministra Szyszki z ekologami i Komisją Europejską zabierać głosu nie będą. Chcą być neutralni. Są jednak wściekli na Lasy Państwowe za to, że ujawniły listę firm kupujących drewno z Białowieży. LP wyjaśniły, że poprosił o nią obywatel, pan Tomasz Kacprzak, w ramach prawa do informacji publicznej. Nie było podstaw, by mu odmówić. Wcześniej o te informacje zabiegały media, zwłaszcza portal ale im się nie udało. Kacprzak udostępnił listę mediom i teraz firmy mają kłopot. Muszą się tłumaczyć i przekonują, że nie robią nic złego. Spółka Sklejka Echo wydała oświadczenie, że kupiła z Białowieży tylko 20 m sześc. drewna brzozowego, w którym na dodatek żerował kornik drukarz. „Jednocześnie stanowczo podkreślamy, że Sklejka Eko SA nie kupuje drewna pochodzącego z prowadzonego obecnie wyrębu Puszczy Białowieskiej”. Podkreślono też, że do wyrobów certyfikowanych używa wyłącznie surowca FSC (Forest Stewardship Council). Certyfikat FSC jest powszechnie uważany za świadectwo najwyższych standardów odpowiedzialnej gospodarki leśnej. – Nadleśnictwa puszczańskie miały certyfikat jeszcze w początkach lat dwutysięcznych, ale straciły na skutek cięć w rezerwatach – mówi Adam Bohdan z Dzikiej Polski. Certyfikat przyznawany jest nie tylko podmiotom zajmującym się gospodarką leśną, czyli tym, którzy bezpośrednio pozyskują drewno, ale wszystkim przedsiębiorcom w łańcuchu przetwórczym, więc także firmom kupującym drewno do produkcji. – Niektóre z firm skupujących drewno z puszczy mają certyfikaty FSC – mówi Adam Bohdan. – A w związku z tym nie powinny do produkcji używać drewna niecertyfikowanego. Z tego między innymi powodu już od pewnego czasu Ikea, jeden z największych producentów polskiej branży drzewnej, nie zaopatruje się w Białowieży. Wiele firm nie ma jednak takich oporów. Drewno to drewno. Może nie jest najwyższej jakości, ale dziś liczy się każda kłoda. Białowiescy leśnicy dotychczas cięli niewiele – ok. 40 tys. m sześc. rocznie. Po decyzjach ministra Szyszki doszli do 188 tys. m sześc. Wściekłość drzewiarzy ma jeszcze jedną przyczynę. Lasy mogą lekceważyć opinię publiczną, ale producenci już nie. Lasy były i będą, a ta czy inna firma, gdy wyjdzie na jaw, że korzysta z białowieskiego drewna, może się narazić na bojkot konsumencki. Jeśli nie w kraju, to za granicą. I mocno ucierpi. Na dodatek od niedawna funkcjonuje rozporządzenie UE przeciwdziałające handlowi nielegalnie pozyskanym drewnem. Nie wiadomo, czy się za chwilę nie okaże, że dotyczy to także drewna kupowanego w Białowieży, zwłaszcza po decyzji Trybunału w Strasburgu nakazującej wstrzymanie wycinki. Puszcza kona Mieszkańcy rejonu puszczy patrzą na to inaczej. W wycince nie widzą nic złego. Za złe mają natomiast ekologom, że próbują ją blokować. Przekonani, że ktoś ich sponsoruje, mówią: za 1,2 tys. zł miesięcznie łatwo się broni puszczy. Są jednak wyjątki. Do nich należy pan Kazimierz. Do obozu ekologów przyjeżdża autobusem, zwykle przywozi ciastka. Ma 75 lat, prawie 40 przepracował jako pilarz. – Dobrze się wtedy zarabiało, a pracowało tylko zimą – mówi. – Od początku, jak zacząłem robić piłą, miałem niemiłe uczucie, że niszczę życie. Teraz, kiedy puszcza kona, to ścięte przeze mnie drzewo mi się wciąż przypomina. Opowiada, że kiedy sam pracował przy wyrębie puszczy, były w niej takie miejsca, gdzie nie stanęła ludzka stopa. Teraz, od kiedy rozjeżdżają ją harwestery, w niczym nie przypomina tamtego dziewiczego lasu. Patrzy na wywózkę drewna przekonany, że jeszcze dwa lata, a nie będzie czego ciąć. – I dlatego sercem jestem z tymi ludźmi tu w obozie – deklaruje. Ręce mu się trzęsą, gdy zapala tytoń. – Miejscowi są zaślepieni. Co ksiądz, pop czy inny im powie, to dla nich święte. Ludzi teraz jakaś zbiorowa świadomość opadła, zupełnie taka jak u mrówek! Nawet w komunie tak nie było jak w PiS – złości się. Tymczasem dyrektor Konrad Tomaszewski uspokaja: „drewno w trzech nadleśnictwach: Białowieża, Browsk, Hajnówka, pozyskiwane jest w sposób legalny, w oparciu o plany urządzenia lasu, plany zadań ochronnych oraz inne obowiązujące przepisy, a także w sposób nienaruszający postanowień Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej”. Być może dyrektor Tomaszewski (który już wyjaśniał, że nie jest krewnym Jarosława Kaczyńskiego) będzie potrzebował pomocy księdza Tomasza Duszkiewicza z Węgrowa. Ksiądz, który jest myśliwym i przyjacielem ministra Szyszki, od niedawna jest też pracownikiem Lasów Państwowych. Nie szczędzi wysiłków i w efekcie w sierpniu w Białowieży został – jak twierdzi – zaatakowany przez ekoterrorystów. Co prawda, w „Tygodniku Powszechnym” Danuta Kuroń, która była świadkiem zajścia, opisuje, że to ks. Duszkiewicz „prowokował, a następnie kłamał, dając fałszywe świadectwo”. Napisała nawet w tej sprawie list do biskupa. I pyta, czy „ochrona życia” obejmuje także przyrodę?
Sklejka-Eko brała drewno z Puszczy Białowieskiej – tak wynika z zestawionych danych przez portal Jest to informacja o tyle kontrowersyjna, ponieważ ostrowska firma chwali się na swoich stronach posiadaniem certyfikatu FSC, gwarantującego zrównoważone korzystanie z gospodarki leśnej, legalne pochodzenie surowca i pochodzenie z terenów, na których jego pozyskanie nie naruszało wartości przyrodniczych. – Tymczasem puszczańskie nadleśnictwa certyfikat FSC straciły już w 2010 roku i do tej pory należą do nielicznych, które go nie posiadają. – komentuje serwis + Spór wokół wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej jest wciąż podsycany, ponieważ niektóre środowiska próbują na tym zbić kapitał polityczny. Z drugiej strony kontrowersje dotyczą walki z kornikiem drukarzem atakującym tamtejsze drzewa. Nadleśnictwo sprawujące opiekę nad Puszczą Białowieską zarzeka się, że wycinka drzew ma na celu jak najszybsze ograniczenie szkodliwej działalności szkodnika. Na wspomnianej liście firm odbierającej drzewo jest aż 126 podmiotów. Sklejka-Eko jest jedną z wyszczególnionych firm, jako przedsiębiorstwo przywożące owe drewno z odległości aż 500 kilometrów od miejsca wycinki. Pewne środowiska ekologiczne uważają zakup drewna z Puszczy za niestosowne. Na podparcie swoich tez mają wskazanie Komisji Europejskiej, która stwierdziła iż Plan Urządzenia Lasu jest niezgody z europejskim prawem. Konkretnie zarzuca się nie przeprowadzenie oceny wpływu zwiększenia wycinki na integralność Puszczy Białowieskiej, naruszając tym samym art. 6 ust. 3 dyrektywy siedliskowej. Lasy Państwowe nie przejęły się stanowiskiem Komisji Europejskiej. Czas pokaże czy odbiorcom produktów pochodzących ze Sklejki-Eko nie będą przeszkadzały powstałe wątpliwości co do źródła pochodzenia surowca. Komentarz od ostrowskiej firmy będzie możliwy dopiero w środę, ponieważ we firmie wykorzystywany jest do odpoczynku długi weekend sierpniowy. Nawigacja wpisu
Prawie 11 mln zł zarobiły w pierwszym półroczu 2017 Lasy Państwowe sprzedając drewno z Puszczy Białowieskiej. To tyle co w całym zeszłym roku. Wiadomo jakimi kanałami prowadzona jest sprzedaż. Nie wiadomo jednak wciąż, dokąd dokładnie trafia drewno. Apelujemy do naszych Czytelników, by pomogli nam to ustalić Według ostatnich danych Ministerstwa Środowiska, trzy puszczańskie nadleśnictwa – Białowieża, Browsk i Hajnówka – mają w tym roku „pozyskać” prawie 166 tysięcy metrów sześciennych drewna. Tyle drzew nie wycięto w Puszczy od 1988 roku. Realizacja planu przebiega sprawnie. Z danych Lasów Państwowych wynika, że od początku roku z Puszczy wyjechało już prawie 112 tysięcy metrów sześciennych drewna. To prawie dwa razy tyle, ile w całym 2016 roku – wtedy pod wycinkę poszło 65 tysięcy metrów sześciennych drzew. Wraz ze skalą wycinki podwoił się też przychód Lasów Państwowych. Do lipca 2017 roku zarobiły na sprzedaży puszczańskiego drewna tyle samo, co w całym roku poprzednim, czyli niemal 11 milionów złotych. Uwaga! Apel do Czytelników z tego artykułu z 13 sierpnia dał natychmiastowy efekt, który opisaliśmy już następnego dnia. Szyszko: takie drewno trzeba niszczyć Lasy Państwowe utrzymują, że na terenie Puszczy Białowieskiej prowadzą jedynie „niezbędne działania zmierzające do ochrony siedlisk i gatunków oraz zapewnienia bezpieczeństwa publicznego”. Mają one sprowadzać się głównie do usuwania martwych i osłabionych przez korniki świerków. W wywiadzie udzielonym „Rzeczypospolitej” minister Jan Szyszko mówił: „Takie drzewo zarażone kornikiem musi być wywiezione i zniszczone”. Zweryfikowaliśmy te deklaracje. Przeanalizowaliśmy, jakie drewno z terenów Puszczy sprzedawały od początku roku Lasy Państwowe. Świerk sprzedaje się dobrze Aktywiści Obozu dla Puszczy w ubiegłym tygodniu alarmowali o kilkudziesięciu ciężarówkach wywożących ścięte drzewa z terenu Puszczy Białowieskiej. Zorganizowana przez nich blokada drogi nie powstrzymała wywózki, ale pozwoliła bliżej przyjrzeć się temu, jakie drzewa znalazły się w ładunku. Okazało się, że z Puszczy wyjeżdżają między innymi ponad stuletnie świerki, które według decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie miały prawa opuścić Puszczy. Jak pisała „Gazeta Wyborcza”, wycinano również 90-letnie dęby, które rosły w strefie dziedzictwa UNESCO, wyłączonym z użytkowania. Również one zostały wystawione na sprzedaż. spróbowało oszacować skalę biznesu. Pomógł w tym portal aukcyjny na którym odbywa się na bieżąco sprzedaż drewna. Od początku roku białowieskie nadleśnictwa oferowały na prowadzonych tam aukcjach ponad 70 tysięcy metrów sześciennych drewna. Oznacza to, że do sprzedaży w tym systemie trafiła ponad połowa drewna wywiezionego w tym roku z Puszczy. 90 proc. oferty stanowiło drewno świerkowe. Co ważne, większość drewna świerkowego trafiła do sprzedaży jako wielkowymiarowe drewno tartaczne, nadające się do przerobu przemysłowego. Takie drewno sprzedawane jest w cenach od 180 do 250 złotych za metr. I to ono przyniosło nadleśnictwom największy przychód. Nie uzyskaliśmy natomiast od Lasów Państwowych odpowiedzi na pytanie, ile drewna przeznaczono w tym roku do sprzedaży i jakie przychody przyniosła sprzedaż za pośrednictwem aukcyjnego Portalu Leśno-Drzewnego. To główny kanał sprzedaży Lasów Państwowych. Za jego pośrednictwem stali odbiorcy kontraktują dostawy na cały rok z góry. Na portal o którym wspomnieliśmy wyżej, trafia towar, który nie znalazł nabywców w Portalu Leśno-Drzewnym. Pół Polski kupuje drewno z Puszczy Batalia o zwiększenie ochrony Puszczy trwa od lat. Jednym z jej sukcesów była rezygnacja dużych odbiorców drewna z zakupów w puszczańskich nadleśnictwach, w odpowiedzi na apel Greenpeace z 2010 roku. Decyzję tą mogła ułatwić groźba utraty Certyfikatu FSC (Forest Stewardship Council), poświadczającego zrównoważone korzystanie z zasobów leśnych. Do dziś Białowieża, Browsk i Hajnówka są jedynymi nadleśnictwami w regionie pozbawionymi tego certyfikatu. Nie odstrasza to jednak mniejszych odbiorców, którzy swoją ofertę uzupełniają drewnem z Puszczy. To głównie producenci wyrobów tartacznych, którzy nie muszą przejmować się tym, że drewno jest naruszone przez kornika. Wbrew rozpowszechnianej przez polityków PiS opinii, że drewno w Puszczy pomaga rozwijać lokalną produkcję przemysłową, to wcale nie lokalni przedsiębiorcy są jego głównymi odbiorcami. Mapa powstała na podst. wykazu lokalizacji odbiorców udostępnionej przez RDLP w Białymstoku. Ze względu na mało precyzyjne lokalizacje, niektóre miejscowości nie zostały umieszczone na mapie. Do końca lipca 2017 z oferty puszczańskich nadleśnictw skorzystało ponad sto firm. Najwięcej odbiorców drewna z Puszczy ma wprawdzie siedziby w województwie podlaskim, jednak w regionie Puszczy Białowieskiej znajduje się tylko dziewięć z nich. Niemal równie liczni są odbiorcy z województwa mazowieckiego. Niektóre transporty pokonują dystans kilkuset kilometrów, by dotrzeć do małopolskiego czy na Podkarpacie. Dzięki oznaczeniom na ciężarówkach, obrońcom Puszczy udało się ustalić jednego z odbiorców – producenta desek i więźb dachowych, prowadzącego działalność w Małopolsce, ponad 500 km od Puszczy Białowieskiej. Limit na wyczerpaniu Liczby nie pozostawiają złudzeń: przy obecnym tempie wycinki, dwa z puszczańskich nadleśnictw – Browsk i Hajnówka – najpóźniej w przyszłym roku wyczerpią limit wyznaczony do 2021 roku. Został on zapisany w Planach Urządzenia Lasu na lata 2012-2021. Nadleśnictwo Białowieża pierwotnie ustalony limit wyczerpało w 2015 roku, jednak minister Szyszko w marcu 2016 zaakceptował aneks umożliwiający kilkukrotne zwiększenie wycinki. Tę decyzję podważa postanowienie Trybunału Sprawiedliwości UE, nakazujące Polsce natychmiast zaprzestać wyrębu w Białowieży. Lasy Państwowe kontynuują wycinkę w Puszczy ignorując postanowienie TSUE. Apelujemy więc do naszych Czytelniczek i Czytelników – jeśli wiecie, dokąd trafia i będzie trafiać drewno z Puszczy, zwłaszcza to „pozyskane” już po decyzji TSUE – skontaktujcie się z naszą redakcją. Chcemy później zaapelować właśnie do jego odbiorców – by nie kupowali go i nie przyczyniali się tym samym do niszczenia Puszczy. Piszcie na adres: [email protected] lub [email protected].
Leśnicy dostarczą drewno mieszkańcom Puszczy Białowieskiej. Przywiozą je z innych podlaskich To odpowiedź na wniosek puszczańskich samorządowców. Zwracali nam uwagę, że w związku z ograniczeniem do minimum wycinki drzew w Nadleśnictwach Białowieża, Browsk i Hajnówka, na lokalnym rynku jest mniej opału, niż potrzebują mieszkańcy. Dlatego coraz częściej muszą palić węglem - wyjaśnia rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku Jarosław każdy piątek drewno z Nadleśnictw: Żednia, Dojlidy i Supraśl z Puszczy Knyszyńskiej zostanie dowiezione do Narewki, Hajnówki i Białowieży. Każdy taki transport dostarczy od 100 do 130 metrów sześciennych drewna Mieszkańcy będą mogli je kupować od godz. 9 do 14 - koło siedzib puszczańskich nadleśnictw. Drewno będzie sprzedawane w cenach detalicznych nadleśnictw, które mają je dowozić - dodaje rzecznik Krawczyk i przypomina, że identyczną akcję leśnicy prowadzili w 2016 r. Dowieźli wtedy mieszkańcom puszczańskich gmin ponad 750 m sześc. Informacyjny Magazyn Informacyjny
W odpowiedzi na apel Greenpeace IKEA jako pierwsza wprowadziła zakaz zakupu drewna z terenu Puszczy Białowieskiej dla wszystkich swoich dostawców. Jeden z wiodących na rynku producentów materiałów dla przemysłu meblarskiego, firma Pfleiderer Grajewo wstrzymała odbiór surowca z puszczańskich nadleśnictw „do czasu wyjaśnienia kontrowersji”. Inne przedsiębiorstwa takie jak Stora Enso, czy International Paper Kwidzyn również rozpoczęły w tej sprawie rozmowy z Greenpeace. „Reakcja firmy IKEA jest dobrym przykładem społecznej odpowiedzialności biznesu. Otrzymaliśmy kopie listów do dostawców IKEA o zakazie dokonywania zakupów drewna w puszczańskich nadleśnictwach. Podobne zapewnienia dostaliśmy też od innych ważnych przedsiębiorstw na polskim rynku drewna. Oczekujemy jednak, że będzie to bezwarunkowa deklaracja zaprzestania udziału w wyrębie Puszczy w ramach systemu kontroli pochodzenia drewna. Wówczas firmy te zostaną usunięte z naszego raportu, gdzie są wymienione wśród innych pozyskujących drewno z Puszczy. Z pewnością będziemy przyglądać się uważnie postępom w tej sprawie”, mówi Robert Cyglicki, dyrektor polskiego Greenpeace. By jeszcze bardziej zmobilizować konsumentów i przemysł do troski o ten unikatowy ekosystem, Greenpeace udostępnia internetowy stempel dla wszystkich chcących podpisać się pod naszym apelem o zaprzestanie wycinki drzew w puszczy. Od dziś każdy może pobrać ten zielony manifest i umieścić go na swoim blogu, forum, czy stronie www. Puszcza Białowieska to pozostałość ogromnych lasów, które niegdyś rozciągały się na obszarach dzisiejszej Europy i Rosji. Dziś jest to już ostatni las naturalny Niżu Europejskiego, miejsce występowania wielu unikalnych oraz zagrożonych gatunków fauny i flory, raj dla biologów i turystów. Puszcza Białowieska jest też uznanym światowym dziedzictwem przyrodniczym, a dla Polaków częścią historii i kultury narodowej. Źródło:
kto kupuje drewno z puszczy białowieskiej